„Zeszyty Literackie‟ jesień 2015, nr 3 (131).
Miłosz w Krakowie Agnieszki Kosińskiej to dzieło monumentalne i oszałamiające: wielością gatunków literackich (dziennik, pamiętnik, reportaż, opowiadanie, analiza literacka), bogactwem wnikliwych komentarzy oraz ilością bezcennych informacji o procesie twórczym i bytowaniu Poety w finalnej fazie jego życia. Czytając, myślimy, jak dobrze się stało, że Czesław Miłosz wybrał Kraków na miejsce swego bytowania. A zaraz potem mamy poczucie, że pojawienie się Agnieszki Kosińskiej w domu przy ulicy Bogusławskiego nie mogło być dziełem przypadku. Widać, że powierzenie jej roli „sekretarki” Poety dało początek wieloletniej i wielorakiej współpracy na wielu polach i w coraz bardziej skomplikowanych sytuacjach, także życiowych. Po śmierci żony, Carol Thigpen – Milosz, Agnieszka Kosińska stawała się stopniowo spolegliwą Czesława Miłosza opiekunką, jego powiernicą i organizatorką życia codziennego. Dla mnie jest rzeczą oczywistą, że najważniejsza rola Agnieszki Kosińskiej to „bycie świadkiem”, w następstwie – wierną kronikarką zdarzeń i dalej – kustoszem jego pamięci.
Kim jest Czesław Miłosz niby każdy wie, ale kim jest dla literatury, nie tylko polskiej – już nie każdy. To nie jest książka dla każdego, choć każdy może ją czytać. Agnieszka Kosińska potrafiła pokazać postać Poety od wszystkich możliwych stron.
Nie pominęła faktów kontrowersyjnych, budzących wątpliwości, dramatycznych zawirowań życia, czy słabości w obliczu wyborów i wyroków ostatecznych. Różnorodność gatunkowa dzieła Kosińskiej jest odbiciem bogactwa i różnorodności postaci, której poświęciła swoje dzieło.
Właśnie słowo „poświęcenie” dużo wyjaśnia, by ukazać w pełni znaczenie Miłosza dla literatury polskiej. Miłosz w ostatnim okresie życia został niejako pomnożony, zwielokrotniony przez samego siebie, ale dzięki obecności swojej „sekretarki”, wiernej i kompetentnej sojuszniczki jego talentu.
Sprawiła to zdolność do nieustannej stymulacji Poety, jej uważność i znajomość tajników warsztatu literackiego, zwłaszcza zaś orientacja w życiu literackim ówczesnego Krakowa i kraju.
A jeśli dodamy do tego znajomość języków obcych – łatwo zrozumiemy tajemnicę jej wyjątkowych kwalifikacji. Miłosz był tytanem pracy, ale jego „sekretarka” w tym mu dorównała, umiała sprostać wszystkim jego potrzebom i wymaganiom. Szanowała jego przyzwyczajenia, biorąc w nawias momentami apodyktyczny sposób bycia swojego chlebodawcy i rosnącą liczbę zadań do wykonania, które z nadzwyczajną wrażliwością i wyczuciem potrafiła odczytywać z kontekstu nagle zmieniających się sytuacji.
Agnieszka Kosińska też jest postacią. Tytanem w służbie Tytana i… dajmoniona w nim ukrytego. Czesław Miłosz jawi się nam jako wielki Pan, świadomy swojej roli, wagi i znaczenia dla literatury i języka polskiego. Nie wolny od pychy, czasem jawnej, czasem trudnej do wykrycia, dzielnie tropionej, ale i łagodzonej przez bliskie mu osoby (szczególnie przez kobiety, potrafiące mówić mu prawdę). Omnipotentna „sekretarka” skrzętnie notuje wszystko, szuka materiałów dla potwierdzenia swoich przypuszczeń w bogatej korespondencji Poety, analizuje odpowiednie fragmenty jego dzieła. Dziennik zawiera dokładne dane o wydarzeniach, czynach i rozmowach, o spotkaniach i zaniechaniach, o planach i konieczności rezygnowania z nich. Wspomnienia Autorki są dowodem jej wiernej pamięci i uważnego czuwania nad biegiem spraw kłębiących się wokół Czesława Miłosza pod koniec życia. Mamy tu ciąg obrazów, istną ich galerię, a opis codzienności pozwala zbudować obraz wyjątkowego losu. Niech nas nie zwiedzie sielankowa wręcz atmosfera pięknie urządzonego mieszkania, luksus korzystania z fachowej pomocy pielęgniarskiej, a nawet obecność wyjątkowej „sekretarki”. Przed Miłoszem odsłania się coraz wyraźniej perspektywa nadejścia chwili ostatecznej, coraz bardziej jest świadomy jej nieuchronności. W końcu dusza człowieka musi oddzielić się od ciała. Studium starości, wiwisekcja procesu przechodzenia „na drugą stronę”, z choroby w śmierć jest wstrząsającym dowodem bohaterstwa Miłosza. Nie stosuje on wobec siebie taryfy ulgowej, nie upiększa i nie minimalizuje tej ciemnej strony kresu życia. Idąc w cień z duchami, stara się panować nad własnym „gospodarstwem” duchowym do końca swoich dni. Czesław Miłosz to mimo wszystkich nieszczęść człowiek spełniony, prawdziwy „podróżny świataˮ, świadomy swego posłannictwa, hojnie obdarowany przez los, do końca gotowy świadczyć o jego wyrokach.
Autorka książki czerpie swoją wiedzę o Miłoszu z wielu źródeł, także pochodzących z drugiej ręki lub z trzecich ust, ale głównie daje nam dostęp do źródła najważniejszego i najcenniejszego, jakim jest on sam, zapisany i „obfotografowany” uważnym wzrokiem i wrażliwym, mądrym spojrzeniem swojej „sekretarki”. Przykładowo:
Jakże inaczej przedstawia ona legendę plotki o przyczynach poróżnienia się Herberta z Miłoszem niż to wiemy z krążących o tym opowieści. Podobnie z historią o przyjaźni Miłosza z Tadeuszem Krońskim („Tygrysem”), o związku z Jadwigą Tomaszewicz. Odsłania prawdę, by na niej można było budować cokół pomnika, czy kapliczkę, choć wie, że całej prawdy o Miłoszu odsłonić się nie da. Nie odziera ona swojego bohatera z nimbu sławy, zachowując dystans.
Pisać nie „na kolanach” o kimś, kto na takie pisanie zasłużył, to nie lada sztuka. Swoją książką o Miłoszu w Krakowie Agnieszka Kosińska udowodniła, że jest to możliwe. Oprzeć się naturalnej pokusie hagiografii jest trudno, ale nie łatwiej jest dystansować się od pisania z podziwem o kimś, kto dał literaturze i językowi polskiemu tak wiele. Miłosz dał wszelkie powody, aby wszyscy, którzy czują się obdarowani stawiali teraz jemu „miseczki z kolorami” – swoiste pomniki wdzięczności. Jedną, może nie najmniej ważną, „miseczkę” już postawiła swoim dziełem Agnieszka Kosińska.
Czy Czesław Miłosz, Pan Profesor, jak się niekiedy do niego zwracała, jej dzieło przyjąłby z uznaniem i wynagrodził pochwałą? Nie wiem. Nagradzał wszak innych, pamięć zasług „drugiego” miał niezłą, ale skłonność do szczodrobliwego nagradzania, jak wynika z zapisków, raczej umiarkowaną. W dzienniku często pojawia się liczba mnoga, jakiej używa Miłosz zwracając się do swojej sekretarki: „komu to damy, gdzie to poślemy”, ”wydrukowaliśmy ten zapis”, „chodźmy dalej”, „a teraz zobaczymy na czele jakiego stronnictwa stanęliśmy” itd. Forma „MY” to dowód nadzwyczajnego zaufania do swojej sekretarki, zaproszenie jej do tworzenia wspólnotowej formy współpracy, do twórczej komitywy. Przyjmując to zaproszenie Agnieszka Kosińska włączyła się w sposób bardzo bezpośredni w nurt pracy twórczej Poety ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mogła wniknąć w tajniki działania „pięknego umysłu” , dzięki czemu stało się możliwe napisanie tak ważnej dla literatury polskiej książki.
W którymś momencie rozważania na temat poszukiwań twórczych Miłosza prowadzą Agnieszkę Kosińską do arcyciekawego wniosku, że jego ambicją i tajemnym pragnieniem było stać się nie tyle poetą mistycznym, ile mistykiem (s. 48). To jedno z ważniejszych, jak się wydaje, odkryć, które stanowi klucz do zrozumienia bogatej spuścizny autora Metafizycznej pauzy…
Gdy się pisze o kimś to zawsze pisze się o sobie. To nieuniknione. Agnieszka Kosińska potrafi pisać o sobie bez samochwalstwa, zwyczajnie, ale nawet niewielka zdolność empatii pozwala zrozumieć ogrom jej pracy, wykonanej zarówno za życia Czesława Miłosza jak i po jego śmierci. To budzi niekłamany podziw i niedowierzanie, że można tak dalece poświęcać swój czas, sprawy osobiste i talent, by służyć „drugiemu”. Jakiej to Agnieszka Kosińska służyła sprawie, że tak wspaniale się jej przysłużyła? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy dzięki uważnej lekturze dzieła.
To pewne: wśród licznych monografii poświęconych życiu i twórczości Czesława Miłosza książka Agnieszki Kosińskiej wyróżnia się. Zapewne zajmie w przyszłości uprzywilejowane miejsce w historii literatury polskiej. W prywatnych księgozbiorach będzie, bez wątpienia zaspokajać zarówno ciekawość, jak i pragnienie zdobycia rzetelnej wiedzy o Miłoszu jako twórcy i jako człowieku.
Zofia Ratajczak
Legendarna „polska Muza‟ Josifa Brodskiego, którego poznała w roku 1960 w Petersburgu, gdzie studiowała. Po powrocie do Polski ZR wysyłała poecie potrzebne mu książki (w wielu językach), pisma oraz płyty z muzyką klasyczną. Ich przyjaźń i korespondencja trwała niemal do końca życia poety. Zofia Ratajczak opowiada o Brodskim m.in. w rozmowie z Jerzym Illgiem pt. To nie wzięło się z powietrza w: J. Illg: Rozmowy, SIW Znak 2014. Brodski kilka swoich wierszy opatrzył dedykacją dla Z.K., dla Zofii, wówczas, Kapuścińskiej. Są to m.in. wiersze z lat 60. bez tytułu, o incipicie: *** Biały motylku, odlatuj stąd lekko, *** Na pograniczu każdy krzew wodą się poi, *** Coraz dalej od twojego kraju oraz piękny i wieloznaczny powstały w 1981 roku Polonez: Wariacja. Niewątpliwie także niezwykły utwór pt. Zofia (poemat), datowany: kwiecień 1962, inspirowany jest tą relacją.
Zajmuje się psychologią stosowaną, współtworzyła kierunek psychologii na Uniwersytecie Śląskim, z którym była związana niemal od początku jego powstania. Obok licznych prac naukowych przygotowała biografię jednego z najwybitniejszych polskich psychologów, jej nauczyciela i promotora, bogato ilustrowaną zdjęciami i dokumentami archiwalnymi, pt.: Zachwyt i logika czynu. Portret intelektualny Tadeusza Tomaszewskiego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2006.
„Biografia Tadeusza Tomaszewskiego – pisze autorka – to swego rodzaju studium przypadku, ilustracja jego własnej teorii zachowania się człowieka jako podmiotu aktywności. Cała jego twórczość naukowa – to swego rodzaju pamiętnik okresu dojrzewania. Aż do samego końca.” (Zachwyt i logika czynu, s. 324).